Przejdź do głównej zawartości

berry muffin



...czyli kolejne przygody z delightem, którego uwielbiam w postaci czystej, nienaruszonej czyli zwiniętej....

tym razem zaczęło się od wyboru formy – miał być budzący moje wszelkie zachwyty entrelac; szczególnie w w wykonaniu mojej drogiej Szwagierki ♥ ...jak i te dobrze znane w wykonaniu Kasi, Makunki i wiele, wiele innych...nagle zachciałam taki mieć
a jeżeli entrelac to wybór dleighta był już oczywisty...
zamówiłam jego big wersję stawiając na kolor...a co tam jak szaleć to szaleć...
zaczęłam

i sprułam, bo bardzo szybko doszłam do wniosku, że to nie moja forma...
podobna prawidłowość pojawiła się w przypadku color affection – uwielbiam ten wzór i jego niemalże wszystkie wersje, ale swój własny sprułam...i nowego nie zamierzam robić...

i co dalej?...wszystko co w tej fantastycznej włóczce wykracza poza formę motka jest dla mnie wyzwaniem – już kiedyś wspominałam, że lubię prawie wszystkie zestawy kolorystyczne jakie proponuje drops ale nie lubię jak układają się w nie/określone pasy (niepotrzebne skreślić)...tak czy inaczej – dla mnie nijakie...

połamałam głowę na wymyślaniu czego chcę, przejrzałam na wszystkie możliwe sposoby mój ulubiony zasobnik inspiracji...i tak oto powstał komin:




wzór: SIMPLE SPRINKLE by Vera Valimaki
włóczka: drops big delight w kolorze jagodowy mufin, w ilości niespełna 3 motków; układ pasków lekko wyreżyserowany:)
druty: 5.0



przedpremierowy pokaz komina w wersji nieskończonej zaowocował mianowaniem go "dywanikiem" przy czym należy podkreślić mało pozytywne skojarzenia tego rzeczownika ♥


w wersji skończonej to ja go uwielbiam ♥
bo jest odpowiednio gruby i miękki, odpowiednio ciepły...no i odpowiednio kolorowy – tu z kolei należy podkreślić świetlistość i wysublimowane przejścia odcieni, których zdjęcia niestety nie oddają...




ten spontaniczny projekt trochę mnie zmęczył – może bardziej zmęczył mnie delight, czas więc reaktywować plan wielkiego powrotu  szarości, który przybiera coraz to nowsze, nieoczekiwane dla mnie formy....czyli znów będzie inaczej niż być miało:)






Komentarze

  1. i ci wyszło całkiem fajnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cukiereczek! Bardzo, bardzo udany i śliczne zdjęcia :) Ja za entrelakiem nie szaleję również. Zrobić zrobiłam, umiem i na razie wystarczy :) Aż się cieplej robi patrząc na te fotki! Pozdrawiam Cię więc bardzo ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podpisuję się czterema kończynami... mam dokładnie takie same odczucia - wlóczki mają genialne kolory, cudownie układające się w motkach, a potem wyrób gotowy totalnie mnie rozczarowuje. Tymczasem wyreżyserowane paseczki w "dywaniku" bardzo mi się podobają, zabieg udał Ci się znakomicie :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest idealny, niezwykły, naprawdę wyjątkowy! Wspaniale zapanowałaś nad tymi pasami :) Ja za entrelakiem nie przepadam. Spróbowałam i ... chyba nie prędko do niego wrócę... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealny fason, wzór dla tych kolorów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja Ci się nie dziwię, że uwielbiasz ten komin. Jest świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. " Dywanik" i owszem prezentuje się całkiem ładnie. Piękne kolory, starannie dobrane w paski... najważniejsze by "dywanik" dobrze Ci służył, otulał i chronił przed chłodem...Ładnie Ci w nim :) ...

    OdpowiedzUsuń
  8. ale przytulny!
    czaję się na delight'a, mam chęć na sweter w stylu "swetrów Doroty" i Twój komin jeszcze wzmógł mój apetyt na tę wełnę...
    Piękne zdjęcia!
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Śliczny:) A faktycznie, reżyseria służy delight'owi!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolory są mega pozytywne, taki pozytywny akcent na zimę, poprawiacz humoru, który dodatkowo grzeje ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za miłe komentarze:) mogę dodać, że energetyzujące kolory delight'a nie tylko ocieplają wizerunek ale jakość tej włoczki jest niezwykle ciepła:)

    ...a Dorota ma naprawdę świetne wyczucie delighta:)

    Dziękuję wszystkim i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Love this! It looks great! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

w końcu...

Nadeszła wiosna. Może i nawet wczesne lato, które rozpieszcza nas ciepłem słonecznego blasku. W końcu jest ciepło. W końcu też udało mi się skończyć dziejący się zbyt długo i z dozą niepowodzeń prosty – acz nie prostacki kardigan. Kupiłam projekt, wybrałam włóczkę i zaczęłam dziergać....stosunkowo dawno temu.... Bezkres dżerseju na cienkich drutach dzieje się powoli, więc gdy po skończeniu całość korpusu okazało się, że nie trafiłam z wymiarem otworów na rękawy to sami rozumiecie delikatne rozczarowanie jakie mnie ogarnęło. Próbowałam sztukować, dzielić i markować nietrafioną część swetra  – bezskutecznie; bo im bardziej proces kombinacji technicznych nabierał tempa tym większe rozbieżności ukazywały się moim oczom.. Sprułam. Kolejne podejście okazało się porażką do kwadratu bo popełniłam ten sam błąd w tym samym miejscu....byłam już wtedy bliska rezygnacji uświadamiając sobie ilość godzin jakie zmarnowałam! Ów czas nie pozostawił mnie jednak obojętnej i dał mi podstawową

...

wielokropek – znak interpunkcyjny w postaci trzech umieszczonych obok siebie kropek (…) używany przeważnie na końcu zdania, dla zaznaczenia fragmentów pominiętych ...pominę więc tłumaczenie coraz mniejszej aktywności. Przytaczanie tych samych spostrzeżeń o płynącej zbyt szybko codzienności, o braku światła do zdjęć, o wielu planach, które z równą intensywnością pojawiania znikają w przyszłości pod wspólnym mianownikiem: jutro. Ten, z kolei migiem przekształca się w bliżej niesprecyzowane: potem, kiedyś, innym razem. Nawet samo dzierganie idzie mooooozoooooolnie...beznamiętnie schodzą z drutów pomniejsze  dzianiny...te pełne namiętności twórczej powodują stan niezrozumiałego zmęczenia... Taki mniej więcej jest aktualny status mojego hobby i związanego z nim blogowania: pogłębiające się niezadowolenie. Nie chce udawać ambitnie przemyślanych epickich przerw w pisaniu bloga, bo takowych nie ma. Jeszcze nie dawno próbowałam walczyć o wielkie treści każdego zdania; ba! słowa nawet.

jeden

...pierwszy i nie ostatni:) ...u k o ś n i k: ...długo się do niego zbierałam (...co niestety stało się normą); a jak się już zebrałam to stosunkowo długo nie mogłam przebrnąć przez tą prostą technikę...pomimo trudności efekt końcowy zadowalający – zdecydowanie pobudzający kolorystyczne fantazje...więc i ukośniki będą kolejne wykonany z koralików toho 11/0 – z a r e z e r w o w a n y