Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

*

...niech spełnią się serc pragnienia;)

rozpędzam się

do dziergania skarpetek bo okazało się, że jest takie zapotrzebowanie rodzinne no i ja sama dopiero teraz odkryłam jak potrzebnym i przede wszystkim praktycznym  akcesorium mogą być skarpetki, oczywiście pod warunkiem, że wykonane są z jedynej właściwej materii jaką jest czysta wełna lub jeszcze bardziej szlachetnie – merino moja ulubiona arwetta classic   i w takim wydaniu okazała się niezawodna: niezmiennie urzeczona dwukolorowym zestawem i tu nie omieszkałam go zastosować;) delikatność zestawu sprowokowała do wprowadzenia nieznacznej struktury pasków... mogłabym ich nie ściągać....i to, że się mechacą nic nie ujmuje komfortowi noszenia...po prostu rewelacja... kolejne pary były sprezentowane usatysfakcjonowały obdarowanych – co cieszy nie mniej niż radość dziergania przeznaczone dwóm wędkarzom, którym doskwiera chłód i wilgoć woderów podczas długich spacerów ze spiningiem;) są zadowoleni ja również – choć z odmiennego powodu – odkryłam zalety

:-)

na samym początku chciałam podziękować za komentarze pod poprzednim moim udziergiem, który nieustannie mi towarzyszy w tej zmiennej aurze zimowej....trudno nam się rozstać;)) a teraz kilka drobiazgów – obiecanych akcesoriów zimowych i jedna inwencja twórcza: wpierw czapki pierwsza powstała jako uzupełnienie kobaltowego komina ; wydziergana z włóczki drops loves you II – włóczki, która nie jest już dostępna na rynku...co osobiście uważam za stratę.... inspiracją do powstania tej czapki był wspomniany już komin – wykorzystałam strukturalną część wzoru wieńcząc całość pomponem ten prosty ale efektowny wzór żeberkowy wykorzystałam też w kolejnej czapce: ta powstała na specjalne życzenie z neonowej merino plus mondial z dodatkiem granatowej limy  w zasadzie to mam niemały problem ze zrobieniem czapki tak po prostu....z głowy – ciężko mi dobrać krój, fason i wzór by odpowiednio się układała na głowie...tym razem wyszło nie najgorzej; przy kolejnej

bezzwłocznie

....są włóczki, którym zalecam leniwe leżakowanie w oczekiwaniu na projekt idealny (patrz post niżej;) – to czas – raczej długi, w którym jakość materii decyduje o finiszu ale czasem bywa odwrotnie...pojawia się projekt, który natychmiast prowokuje nerwowe poszukiwania materii, by mógł zaistnieć już, natychmiast.... tak było i tym razem o projekcie, na który się nastawiłam wiedziałam tyle, że to będzie chusta (tu akurat nie trudno o mój zachwyt;), i że będzie chanky – moje ubiegłoroczne odkrycie i obiekt zachwytów wszelkich: gruba włóczka i ażur! nie posiadałam zasobów wystarczająco odpowiednich by ją wykonać a moje wyobrażenie co chciałabym mieć nie przystawało do tego co wypada mi z pudła...dylemat wyboru zweryfikowało życie: mogę tylko dokupić uszczuplając sukcesywnie zasoby... więc dokupiłam promocyjnej włóczki andes w zupełnie nie szarym kolorze wydziergałam, co pomimo grubości włóczki nie zadziało się w tempie ekspresowym jednak odkąd została odblokowana nie mogę się z

historia pewnej włóczki

...a w zasadzie swetra, bo on jest tutaj bohaterem głównym. Zanim jednak wartka akcja jego dziania nastała w czasie leniwie i dość cierpliwie snuła się historia planu drugiego: dawno, dawno temu zakupiłam włóczkę - żadna nowość - ona sama też nie była nowością - sock malabrigo w tajemniczej i pociągającej mieszance kolorów piedras ... w r ó ć !.... pocion - dzięki słusznej uwadze okazało się, że nie tylko kolor trudno zdefiniować ale i nazwę: porządkując informacje: używałam włóczki o nazwie pocion ;) z założenia na sweter - i to jedno od początku zostało niezmienne: zmienna była tylko jego docelowa forma nie wiem czy już wspominałam, że bardzo lubię precelkowe formy włóczki stąd też zwlekam z ich przewijaniem do czasu absolutnej pewności ich przeznaczenia – ta przez ponad rok radowała mnie sowim urokiem... precelki były trzy – początkowo; w tak zwanym międzyczasie sięgnęłam po jeszcze jednego socka (a że jednego, to z przeznaczeniem na "coś" z dodatków)

urozmaicenie?

w zasadzie nie...bo będą kolejne ( i nie ostatnie;)) skarpetki no może trochę...bo większa monochromatyczność  materii pobudziła moje fantazję i skłoniła do złamania prostych podziałów: pojawił się niewielki żakard;) skromny... nieznaczący.... ale jakże ja się przy nim nadłubałam.....podczas tej karkołomnej gimnastyki coraz większy podziw wzrastał dla niezwykle misternych wyrobów mistrzyni żakardów jaką jest Tinki;)   technicznie:  pozostałam konserwatywna ;) zużyłam:  kilka tyci moteczków zapasowych i 1 motek fabela w kolorze 604 i spieszę do kolejnych drobiazgów......którymi mam plan obdarowywać .. .. .. .. ..ale o tym na razie cicho szaaaa.....  

zmienne

są kobiece upodobania;) moje – ku wielkiemu zaskoczeniu dla mnie samej uległy wielu przeobrażeniom.... choć jedno wciąż się nie zmienia – lubię (ba!...można śmiało powiedzieć, że nawet bardziej niż lubię) gdy coś niezwykle ciepłego otula moją szyję, plecy i tarczycę, która obkurczona w procesie "lubienia ciepła" ma swoje znaczenie;) od kilku ładnych lat jedyną słuszną formą opatulenia jest dla mnie chusta – sięgałam w ostatnim roku  po coraz to bardziej odkrywcze i nowatorskie dla mnie projekty: "kopnięte" trójkąty, paski i warkocze, super bulky lace i powrót do lace w zupełnie innym wydaniu niż ażur..... zdecydowanie poszerzyłam horyzonty....choć to wciąż są chusty i w zasadzie z chustami to jest po prostu neverendingstory..... zawsze pojawi się projekt, który koniecznie musi dobić do przystani akcesoriów bywały momenty w których ulegałam zachwytom nad formami  innymi niż chusta – krótkotrwała zazwyczaj fascynacja na szczęście przeobrażała się w radość obdar