Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

często

czyli o tym jak statystyka obecności wirtualnej przeszła w regres.... Często zajmuje mnie dzierganie. Coraz jednak mniej mam  nieprzerywanego innymi aktywnościami życiowymi dłuższych chwil, w których  mogę się oddać tym relaksującym zabiegom samorealizacji.. O ile jeszcze to leniwe snucie się dzianin przynosi znikome acz namacalne efekty tak kompletnie straciłam te rezerwy czasu, w których mogę je godnie dokumentować.... brak światła albo raczej ograniczone światło w jeszcze bardziej ograniczonej przestrzeni dodatkowo mnie demotywują niwelując podjęcie twórczego wysiłku.... Efekt tego jest taki, że wiele realizacji nie zostało tu pokazanych i pewnie już nie będę do nich wracać....pozostały tylko namiastki z czasu zaprzeszłego: ...to kilka akcesoriów, które trochę bardziej sprecyzowały się w tych kilku zakładkach z cyklu: zrobione na ravelry . Z obiektów poza dziewiarskich powstało kilka biżuteryjnych, większość z nich wydana została bez śladu dokumentacji. Trochę z

szary

To też kolor. Fakt iż fizycznie powstaje z mieszaniny barw powoduje, że nie da się go wystawić po za zbiór określany ogólnie powyższym mianem. Takie przynajmniej jest moje stanowisko w tej kwestii. W związku z nieocenionym bogactwem jakie ów kolor ze sobą niesie często (może nazbyt często....) znajduje swoje zastosowanie w moich dzianinach. I może być uznawany za nijaki, bez wyrazu, pozbawiony nośnika emocjonalnego to i tak na długo będzie moim kolorem przewodnim. Tak również było w przypadku tego projektu: nie umiałam go sobie wyobrazić inaczej jak w szarości właśnie: spowodował to przede wszystkim prosty, zastosowany w nienachalnej ilości ale bardzo wyrazisty wzór strukturalny, dopełniony splotem lewych oczek, które bardzo mnie urzekły... I choć nie jestem zdecydowaną wielbicielką otwartych kardiganów ten zaabsorbował mnie prostym bogactwem połączenia wspomnianych motywów....to swoiste zaprzeczenie w mojej ocenie w pełni oddaje uroki tego projektu: thessaly Ha

lubię

Bardzo lubię się opatulić, bo jestem raczej zmarźlakiem. W jesienne (wziąwszy pod uwagę ciepło ostatnich dni powinnam napisać: w chłodne ) wieczory lubię zarzucić na siebie ciepłą chustę, przywdziać alpakowy sweter, a nóżki wsunąć w wełniane skarpetki, które jakiś czas temu stały się nieodzownym elementem docieplającym. Naturalne właściwości wełny pozwalają osiągnąć taki poziom wewnętrznego ogrzania, który jest    stały i nienachalny, niepowodujący potów i duszności, taki jaki ja lubię najbardziej... Miłośniczką wełnianych chust i swetrów jestem od dawna, ale stosunkowo od niedawna doceniam tę krótkometrażową formę dzianą jaka są skarpetki. Cała historia mojego dziergania skutecznie nie uwzględniała tej dziedziny dziewiarstwa biorąc ją za obciachową i niegustowną po prostu. Wraz z pojawieniem się na rynku różnorakich – nieprzeciętnych włóczek skarpetkowych i tysiąca ciekawych wzorów na ravelry  przełamałam bariery. Teraz dziergam skarpetki raz na jakiś czas...już nie tylko dla

wydziergałam była*

Powstały przed kilkoma miesiącami dwie małe dziewiarskie formy. Nie bez powodu tak długo zwlekałam z ich odsłoną: przeznaczone były maluchom, które w ostatnim czasie przyszły na świat... Fakt, iż po raz pierwszy dziergałam dla niemowlaków spowodował odpowiednio wcześniejsze przygotowania. Oby dwa sweterki, bo o nich tu mowa wymyśliłam od podstaw sugerując się tylko rozmiarem dziecięcych ubranek. Bez wiedzy i doświadczenia rzuciłam się na szerokie wody projektowania tych mikrodzianin... trochę rysowałam, potem namiętnie przeliczałam, pomimo skrupulatnie odrabianych zadań matematycznych i tak prułam... Efekt końcowy oceńcie sami: Jako pierwszy powstał sweterek dla chłopca: z założenia większy bo przeznaczony na sezon jesienno-zimowy: Francuzik wzbogacony układem prostych warkoczy, drewniane guziczki i niebieskie lamówki. Dziergany od góry, bezszwowo raglan, formowany rzędami skróconymi. Powstał z 3 motków baby merino dropsa na drutach 3.0.   Pomysł na drugi s

lokowanie produktu

Przymierzałam się do tego projektu od dłuższego czasu, wpierw do jego "męskiej" – mniej popularnej wersji. Długo analizowałam co rusz to nowe zestawy włóczek i kolorów. Brak satysfakcjonujących efektów powodował przekładanie kłębuszków mniejszych i większych z jednego miejsca na kolejne by na dłużej zatrzymać się nad jednym – prototypowym precelkiem od motkomanii o wdzięcznej nazwie depths of the ocean. W efekcie burzliwych analiz pozostał jeden, osamotniony – idealny na wielobarwne chusty, które co rusz mnie zachwycały... Nie poddawałam się choć podążając drogą tegorocznej tradycji wielokrotnie prułam każdą kolejną próbę  połączenia tegoż motka w sensowną całość... Bez względu na ilość niepowodzeń postanowiłam wbrew wszystkiemu  nadać tej wybranej włóczce formę dzianiny i bez planu na finisz rozpoczęłam chustę...konstrukcyjnie tą samą chustę Wiedziałam, że będę musiała coś dodać ale postanowiłam martwić się tym później.... Później było wydarzenie drutozlotem zwane

gdy nie dziergam

...nie nudzę się;) Czasem pojawia się nagła potrzeba wykonania wykraczającej po za dziewiarstwo formy. Jest to forma wciąż manualna będąca zazwyczaj namiastką ambitnego planu poszerzenia umiejętności w zakresu krawiectwa.... nie ukrywam, iż pomysł wcielenia formy odzieżowej przemknie mi incydentalnie przez głowę, szybko jednak  kończy się na wymówkach braku czasu, miejsca, doświadczenia  i tym podobnych.......ostatecznie to dziewiarstwo zdominowało inne potrzeby:) i tak wszystkie wygórowane założenia (krawieckie lub inne) zamykają się w jednym worku: dosłownie – w worku na robótkę: albo raczej w prototypie: bo powstawał intuicyjnie począwszy od jego wymiarów a na dodatkach kończąc.... Odpinana rączka, metalowy solidny zamek, wymyślona na poczekaniu  mała kieszonka na dodatki rękodzielnicze...... to wszystko składa się na pokaźną formę, w której schowa się nawet sweter w progresie....a to jak wiemy potrzebuje miejsca. Lewostronnie potraktowany dżins, szara