...i niewielki efekt:
...bo pojawiło się nagłe zapotrzebowanie na nowy brelok, z listy dostępnych na rynku produktów niewiele mi pasowało (a trzeba przyznać, że nawet w wyborze tak mało istotnego gadżetu jestem istotnie wybredna...); więc zafascynowana na nowo odkrytymi urokami szydełka trafiłam na My Tiny Bunny
Użyłam podwójnej nitki włoczki Zephir, której małe resztki zaplątały się gdzieś na dnie dziewiarskiego kosza, trochę muliny i jeszcze mnie brązowego Dropsa Delight no i trochę watoliny do nadania kształtu.... Wszystko w całości jest znacznie mniejsze od oryginału -mniej więcej wielkości klucza, co bardzo mnie cieszy...klucze same w sobie nie należą do form najmniejszych w torebce więc po co jeszcze je dodatkowo obciążać. Nie trzeba chyba wspominać, że ten mały Tiny pozwala na wielkie interpretacje kolorystyczne...choć ja jak zwykle pozostałam prawie monochromatyczna.
Tak czy inaczej bardzo go już polubiłam...
Dziękuję za wszystkie pomocne komentarze pod moim poprzednim postem - metody odfilccowywnia jeszcze nie przetestowałam, jak tylko ją przeprowadzę zdam relację z efektów...cieszę się już jednak, że dla moich merynosów jest jakaś szansa...
wszystkim życzę miłego weekendu!
Miau! :)
OdpowiedzUsuńFajny ten Tiny!!
OdpowiedzUsuńJest prześwietny! Teraz klucz na pewno się nie zgubi :-) Przynajmniej ja tak mam, że jak podczepię jakiegoś zwierzaka, to i łatwiej w torbie go wyłowić:-)
OdpowiedzUsuń