właśnie odkryłam, iż brak czasu to powracający stan, który coraz pewniej osacza moją codzienność;
przejrzałam bloga i z niemałym zdziwieniem uświadomiłam sobie, że tak nie jest od wczoraj ani przedwczoraj....
wewnętrzne pragnienie porządku i ładu kłóci się we mnie z narastającym pożądaniem zrobienia jeszcze tego lub owego, a i to mi się podoba....a to – to muszę mieć niezwłocznie......
czy przyjedzie czas kiedy mój rozjaśniony (zupełnie nieplanowo stałam się przecież blondynką i do tego z warkoczami;)) mózg pojmie, że nie można mieć wszystkiego – jednocześnie!!!
więc z dozą wątpliwości rozpoczynam rozgrzewkę do biegu długodystansowego z przeszkodami (życiowymi – rzecz jasna)
tylko od czego by tu.....
choć z powodów wyżej wspomnianych rezygnuję w przedbiegach z blogowych wyzwań to ten post niech będzie namiastką mojego uczestnictwa w inspirującym listopadowym wyzwaniu Maknety...
punkt 16 – p r a g n i e n i e
m i ł e g o w e e k e n d u :)
Przynajmniej jest z czego wybierać ;) A na brak czasu, niestety, też ostatnio cierpię :/
OdpowiedzUsuńPewnie teraz będzie jeszcze gorzej (święta i te sprawy) ;)
Pozdrawiam ciepło i optymistycznie :) Marta
Ja z kolei odrzucam każdą kolejną robótkę, nie mogę sobie znaleźć nowego drutowego projektu, choć oczywiście mnóstwo planów w głowie... Co planujesz z tego grubaska od Malabrigo? :)
OdpowiedzUsuńRany jak ja Cię rozumiem! Zbyt wiele rzeczy chciało by się zrobić, a czas nie jest z gumy.
OdpowiedzUsuń