Przymierzałam się do tego projektu od dłuższego czasu, wpierw do jego "męskiej" – mniej popularnej wersji. Długo analizowałam co rusz to nowe zestawy włóczek i kolorów. Brak satysfakcjonujących efektów powodował przekładanie kłębuszków mniejszych i większych z jednego miejsca na kolejne by na dłużej zatrzymać się nad jednym – prototypowym precelkiem od motkomanii o wdzięcznej nazwie depths of the ocean. W efekcie burzliwych analiz pozostał jeden, osamotniony – idealny na wielobarwne chusty, które co rusz mnie zachwycały... Nie poddawałam się choć podążając drogą tegorocznej tradycji wielokrotnie prułam każdą kolejną próbę połączenia tegoż motka w sensowną całość... Bez względu na ilość niepowodzeń postanowiłam wbrew wszystkiemu nadać tej wybranej włóczce formę dzianiny i bez planu na finisz rozpoczęłam chustę...konstrukcyjnie tą samą chustę Wiedziałam, że będę musiała coś dodać ale postanowiłam martwić się tym później.... Później było wydarzenie drutozlotem zwane...